Miłość w szklarni

Skłamałabym, gdybym napisała, że ładując rekwizyty i meble do tej sesji robiłam to z wielkim entuzjazmem. Gorąca wymiana maili i telefonów z ludźmi z branży, którzy wciągnęli mnie w całą tę dość spontaniczną akcję, a których nie miałam jeszcze okazji poznać osobiście nie ułatwiała mi przygotowań do alternatywnych targów ślubnych, które odbywały się w gdańskiej Sztuce Wyboru następnego dnia. Dlatego, kiedy na miejscu okazało się, że meble będzie trzeba przeciskać przez wąskie, zbite okno w szklarni miałam ochotę się poddać i odjechać z piskiem opon:) Na szczęście mąż fantastycznej florystyki z Poznania razem z modelem wykorzystując moją nieuwagę i ignorując moje marudzenie pod nosem zrobili to w mnieniu oka i ma się rozumieć – bez mojego udziału.

Nie miałam wyjścia, musiałam zostać, wziąć głęboki oddech i zabrać się do roboty. Kilka rundek do auta po rekwizyty, przeskakiwanie w tę i z powrotem przez szklarniane okienko, przemoczone buty i pusty żołądek. Być może tym opisem właśnie kogoś zniechęcam do współpracy ze mną:) Ale ale! Opisuję to wszystko, bo wyciągnęłam z całego tego zamieszania cenną lekcję. Warto czasem zerwać noc, oddać się intuicji i ulec namowom firm z drugiego końca Polski, których portfolio nie zdążyło się nawet porządnie sprawdzić, trochę pomarznąć, zgłodnieć i zakasać rękawy do pracy z jak się naturalnie okazało wspaniałą ekipą, aby stworzyć coś naprawdę pięknego. Wielkie podziękowania dla duetu – super fotografki Kasi i nieocenionej konsultantki ślubnej Gabrysi.